Za oknem siarczysty mróz, więc wrzucam zimowy hymn mojego ulubionego rapera z mega śpiewanym refrenem. W tle przemysłowe Connecticut a na micu jego samozwańczy król...
Najgorszy od 4 lat atak zimy sparaliżował Stany od Północnej i Południowej Karoliny po Maine. Niedziela i poniedziałek przypominały powrót epoki lodowcowej, zamiecie przyniosły od 65 do 80 cm śniegu. Awarie sieci energetycznych sprawiły, że poległ transport publiczny i wielu pasażerów utknęło na kilka godzin w pociągach, o autobusach czy taksówkach nie było mowy. Na szczęście obyło się bez większych strat w ludziach ale nie trudno się domyślić, że posprzątanie tego bałaganu zajmie władzom dłuuugie dni. Cały artykuł możecie przeczytać tu:
Jeden z najbardziej przekatowanych przeze mnie klipów mijającego roku. Świeża krew prosto z Harlemu, Vado, wydał świetny solowy album bez znanych gości i producentów ale za to zbalansowany pod względem głębi liryk i techniki z jednej strony a różnorodnością brzmień z drugiej. Moja osobista, skromna opinia brzmi, że tak mógłby prezentować się Big L gdyby ciągle żył. Vado ma niesamowity swag, a dodatkowo stoi za nim i wspiera go znany wszystkim (a przynajmniej tak być powinno) Camron, co daje mu niesamowity potencjał komercyjny. Jego muzyka broni się jednak sama, uliczne opowieści o dorastaniu w trudnych warunkach idą w parze z marzeniami o sukcesie, propagowaniu swoich ulubionych marek odzieżowych i rozrywkowego stylu życia, a także z typowymi przechwałkami okraszonymi grami słownymi i punchami, wszystko to podane na naprawdę świeżych bitach, które nie nużą, a wręcz pomagają w powracaniu do kolejnych odsłuchów.
Mam szczerą nadzieję, że buzz wokół Vado będzie się tylko powiększał i zajdzie on naprawdę wysoko bo z całą pewnością na to zasługuje. Wrzucę tu pewnie jeszcze jakieś jego klipy za jakiś czas, póki co zachęcam do sprawdzenia:
Vado - "Slime Flu" (E1 Music/Diplomat Records, 2010)
Nie mogę powiedzieć, że dzisiejszy wypad do Berlina z D. i M. oraz M. i M. zakończył się dla mnie rozczarowaniem ponieważ nie wiązałem z nim żadnych wielkich nadziei. Pogoda była oczywiście taka jak u nas, czyli mroźna i z okresowym śniegiem. Na miejscu okazało się, że dwa ze znalezionych sklepów w ogóle nie istnieją. Footlockery, NikeTown i jeszcze jeden sklep ze sneakersami na Ku-Dammie nie były w stanie zaoferować mi niczego na co zdecydowałbym się wydać pieniądze, zwłaszcza że ceny wcale nie były konkurencyjne. Przez moment pomyślałem o jakimś hoodie albo koszuli od Ralpha ale się ogarnąłem. Ciekawostką była rozmowa z jednym ze sprzedawców w jednym ze sklepów, który wyglądał na pół-Turka, pół-Polaka (?) i mówił prawie że nienaganną polszczyzną. Droga powrotna była całkiem zabawna, wróciłem z pustymi rękoma ale pełnym żołądkiem.
Z newsów zza oceanu, Phoenix przegrało na wyjeździe z Clippersami 103-108. Gortat zagrał 27 minut, w ciągu których rzucił 11 pkt oraz miał 5 zbiórek i 1 blok. Niestety nie miał on łatwego zadania gdyż musiał zmagać się w farbie z poster boyem Blake'iem Griffinem, który to regularnie pojawia się w codziennych Top 10. Nie inaczej było i tym razem, poprowadził on zespół z Los Angeles do zwycięstwa zdobywając 28 pkt i 12 zbiórek.
Jeden z lepszych kawałków z jednej z lepszych płyt mijającego roku. Po perypetiach związanych z takimi labelami jak Aftermath czy SoSo Def, Ortiz w końcu wychodzi na prostą. Zdążył już narobić wokół siebie sporo szumu dzięki mixtape'om oraz członkostwie w supergrupie Slaughterhouse, która to nota bene szykuje się do kolejnego wydawnictwa, nadszedł więc czas na pełnoprawny album. Myślę, że opłacało się czekać, także zachęcam każdego do zapoznania się z tym wydawnictwem.